Być jak Steve Jobs? A niby po co!

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2019-03-10 22:00
zaktualizowano: 2021-09-28 08:16

Podpatrywania lepszych od siebie tak, ślepe naśladownictwo – nigdy.

Przeczytaj tekst, by się dowiedzieć:

  • dlaczego warto mieć mentora
  • po czym poznać prawdziwego mistrza
  • jak odnaleźć swój własny styl w biznesie i pracy

Do czego potrzebujemy mistrzów? Oni mogą nauczyć nas sztuki życia. Zmotywować i zainspirować. Uchronić przed błędami i złym wpływem. Zamienić w prawdziwych fachowców. Pokazać, jak powinniśmy podchodzić do siebie i innych. Ale czy wiedza zdobyta metodą prób i błędów nie jest jednak lepsza od tej, którą przekazują nam tzw. autorytety?

Wierzymy w przewagę praktyki nad teorią, doświadczenia nad abstrakcją z wykładów i książek. Z drugiej strony jako rodzice nigdy nie pozwolimy dziecku na samodzielne eksperymenty z zapałkami, lecz powiemy mu, czym się kończą często zabawy z ogniem. Jako menedżerowie skarcimy natomiast stażystę, który, zamiast skorzystać z instrukcji obsługi, tak długo majstrował przy drukarce, aż ją zepsuł.

Kłamstwo:
Kłamstwo:
Nie ma takiej podróbki, której nie da się wykryć. Wówczas jej wartość natychmiast spadnie — mówi dr Andrzej Jeznach, menedżer, przedsiębiorca i autor książki „Szef, który myśli”.

Beniamin Franklin miał rację: doświadczenie jest bardzo kosztowną szkołą, niemniej są głupcy, którzy w żadnej innej nie umieją się niczego nauczyć.

— Ale między mądrym podpatrywaniem i słuchaniem lepszych od siebie a plagiatowaniem jest cienka linia, której nie wolno przekraczać. Chyba że chcemy stracić autorytet i narazić się na śmieszność – uświadamia Andrzej Jeznach, doktor ekonomii i inżynier, ale przede wszystkim i praktyk: przedsiębiorca i menedżer zarządzający od ponad 20 lat własnymi firmami na międzynarodowych rynkach.

7 rzeczy, po których poznać mistrza

• przekazuje hierarchię wartości

• przestrzega zasady, że „słowo jest testamentem czynu”

• nie narzuca poglądów i rozstrzygnięć

• nie wchodzi w rolę guru

• jest życzliwy i gotowy do udzielania pomocy kosztem swojego czasu

• czerpie radość z kontaktu z uczniami i ich sukcesów

• pamięta, że to uczeń wybiera mistrza

Na podstawie: doktor Krzysztof Bielecki, specjalista z dziedziny chirurgii ogólnej i onkologicznej

Więcej niż równy szew

Dzięki nauczycielom, mentorom i szkołom szybciej się doskonalimy i rozwijamy, a podział na teorię i praktykę jest błędny – argumentuje dr Tomasz Witkowski, właściciel wrocławskiej szkoły trenerów biznesu Moderator. Dobra teoria wychodzi od rzeczywistości i do rzeczywistości wraca, czego przykładem jest metoda prof. Roberta Cialdiniego, który najpierw obserwuje np. handlowców, a potem wysuwa hipotezy – co powinni zrobić, by zwiększyć sprzedaż. Kolejny etap to eksperyment polegający na wypróbowaniu swoich przypuszczeń.

– Nic tu się nie robi na wyczucie. Cały proces jest zgodny z naukowym, rzetelnym podejściem do tematu – podkreśla Tomasz Witkowski.

Posiadanie mistrzów — i zgłębianie ich teorii — nie uchybia nawet geniuszom. Byle nie poprzestać na ślepym naśladownictwie – przekonuje także Andrzej Jeznach. W swojej książce „Szef, który myśli” przypomina, że Arystoteles przez 20 lat słuchał Platona, Karol Marks za młodu fascynował się Georgiem Heglem, zaś twórczość Friedricha Nietzschego dużo zawdzięcza myśli Artura Schopenhauera. Jest tylko jedno „ale”: w pewnym momencie każdy z wielkich filozofów odciął się od swojego nauczyciela i poszedł własną drogą. Ta odwaga wyróżnia dobrego ucznia. Po czym poznać mistrza?

– Nie wtłacza adeptowi swojej wiedzy, ale dostarcza mu impulsów, nie zmusza go do określonego postępowania, tylko wydobywa jego ukryte talenty, nie przywiązuje do siebie, lecz pomaga odejść i rozwinąć skrzydła — tłumaczy Andrzej Jeznach.

Wiele lat temu postawił w swoich biznesach na samorozwój zatrudnionych w miejsce tradycyjnego nauczania: ono jest ważne, nawet niezbędne, gdy terminujemy u krawca bądź szewca – zaznacza ekspert.

Oddziaływanie bez granic

Nauczyciel ociera się o wieczność. Nigdy nie można stwierdzić, kiedy i gdzie kończy się jego wpływ.

Henry Brooks Adams
amerykański historyk

Tam, gdzie chodzi o coś poważniejszego niż równy szew i prawidłowy krój, konieczna jest większa autonomia. Przykładem są współcześni pracownicy wiedzy, którzy w mniejszym lub większym zakresie sami podejmują decyzje – prowadzenie za rękę urągałoby ich profesjonalizmowi i dojrzałości.

– Więcej sensu widzę w odkrywaniu i wspieraniu talentów i zainteresowań moich ludzi, choć oczywiście dzielę się przy okazji moją wiedzą i doświadczeniem. To jednak oni powinni mieć wpływ na to, jak realizują swoje obowiązki. Wtedy powierzone im zadania stają się ich własnym projektami, za które czują się odpowiedzialni – mówi dr Jeznach.

Wolność wyboru metody i stylu pracy to jedyna droga do wyzwolenia: przemiany czeladnika w mistrza.

– Przypomnijmy sobie dawne pracownie malarskie. Nauczyciel oczekiwał od ucznia, że w ramach pracy egzaminacyjnej stworzy majstersztyk – dzieło oryginalne, własne, naznaczone indywidualnością młodego artysty, a nie kopię obrazów mistrza – wykłada Jeznach.

Relacja mistrz – uczeń

Przeciwieństwem artysty, rzemieślnika lub specjalisty, który odnalazł swój indywidualny styl, jest wyuczony pracownik, który odtwarza, zamiast eksperymentować. Wykonujące wszystko zgodnie z instrukcją, ale bez zaangażowania i polotu. Efektem jest przeciętność. Tylko czy dzisiejsze społeczeństwo chce wskrzesić dawny model kształcenia oparty na relacji mistrz – uczeń?

Jest strach:
Jest strach:
Dopóki typowy nastolatek marzy o karierze vlogera, mamy prawo obawiać się o przyszłość zachodniej cywilizacji — uważa psycholog Philip Zimbardo.
Filip Błażejowski / Forum

Wątpliwości nie kryje Julia Izmałkowa, zarządzająca agencją badawczą Izmałkowa, według której współczesna szkoła przypomina tę z epoki rewolucji przemysłowej – dominuje w niej pamięciowe uczenie, wkuwanie regułek, wzorów i dat, a twórcze myślenie wcale nie jest w cenie. Prowadzi to do tego, że młode powiedzeniem „nie rób tak, jak robię, rób tak, jak mówię”. Na tym polega dojrzałość.

– Niektórych lepiej obserwować niż słuchać. Są mistrzami w danej dziedzinie, ale gdy próbują się podzielić swoimi umiejętnościami i doświadczeniem, praktykę ubrać w teorię, niewiele z tego wychodzi – uświadamia Tomasz Witkowski.

Przykład? Zbigniew Boniek, legenda polskiej piłki nożnej, jako selekcjoner narodowej reprezentacji kariery nie zrobił. Na przeciwległym biegunie sytuują się Apoloniusz Tajner i Hannu Lepistö — choć jako zawodnicy nie doskoczyli do międzynarodowej czołówki, okazali się trenerami klasy światowej, a przede wszystkim doprowadzili do spektakularnych zwycięstw Adama Małysza.

– To samo dotyczy trenerów w biznesie. Nie muszą być mistrzami produkcji, sprzedaży lub programowania, ale muszą umieć uczyć innych – zaznacza dr Witkowski.

Od zera do youtubera

Czy jednak pokolenia, które właśnie weszły lub dopiero wejdą na rynek, są otwarte na autorytety, mistrzów życia? Niekoniecznie, na co wskazuje Projekt Bohaterskiej Wyobraźni, firmowany przez Philipa Zimbardę. Grupa psychologów, na której czele stał profesor, pytała dzieci: kim jest bohater i jakimi bohaterami chciałybyście być? Małolaty w ogóle nie miały ochoty wykazywać się bohaterstwem, bo się im kojarzyło z ciężką pracą i poświęceniem bez gwarancji na sukces. „Jeśli nie bohaterem, to kim chcesz być?” – drążyli badacze. „YouTuberem!” – brzmiała najczęstsza odpowiedź. Od biedy mogłaby być kariera blogerska: gdyby jeszcze nie trzeba było pisać!

Mało budujące, prawda? Julia Izmałkowa radzi jednak nie oczekiwać od dzieci i nastolatków heroizmu, jeśli wszędzie widzą bylejakość albo przeciętność.

– Najważniejszym mechanizmem kształtującym ich zachowanie i postawy jest modelowanie. Puszczają mimo uszu umoralniające gadki, a naśladują czyny. Robią dokładnie to, co rodzice, nauczyciele i politycy – wskazuje specjalistka.

Mentoring ma sens
59proc.

O tyle dobrze wdrożony i przeprowadzony program mentoringowy może zmniejszyć rotację pracowników – wynika z badań opublikowanych na łamach magazynu „HR Personel & Zarządzanie“. Mentoring może także zwiększyć satysfakcję pracowników o 35 proc., podnieść morale zespołu o 29 proc. i zwiększyć efektywność zatrudnionych o 29 proc.

Obserwowanie mistrzów też wymaga rozsądku – to z kolei pogląd Andrzeja Jeznacha, który przestrzega przed zachłystywaniem się ludźmi sukcesu w rodzaju Richarda Bransona, Steve’a Jobsa i Billa Gatesa.

Bezmyślne małpowanie

Półki w księgarniach uginają się pod ciężarem biografii takich osób i poradników nakazujących postępować dokładnie tak jak oni, co niewątpliwie doprowadzi nas do bogactwa i sławy. Nic bardziej mylnego – dowodzi menedżer m.in. na kartach książki „Szef, który myśli”.

Życiorys i charakterystyka twojego idola nie jest gotowym modelem, który wystarczy powielić, by zdobyć podobnie bogactwo i sławę. Co najwyżej staniesz się marną kopią mistrza. Jest to mało chlubne i zamiast sukcesów i spełnienia zawsze przynosi rozczarowanie – odziera ze złudzeń Andrzej Jeznach.

Pewne cechy i zachowania swojego nauczyciela warto odtwarzać, ale niech to będzie mądra imitacja, wybiórcza i zbieżna z twoją osobowością, sytuacją życiową i systemem wartości – dodaje autor „Szefa, który myśli”.

Jeśli masz słuchać innych, to tylko po to, by – jak Platon i Nietzsche – odnaleźć swój własny, jedyny i niepowtarzalny głos.